Paulina Kuchczyńska w piłkę ręczną gra już 14 lat, a w wojsku służy od 2019 roku. Prawa rozgrywająca TOR-u Dobrzeń Wielki bez problemu łączy oba zajęcia, a w minionym sezonie została najbardziej bramkostrzelną zawodniczką 2. ligi kobiet gr. 4. Zapytaliśmy ją o służbę, karierę piłkarską, miniony sezon i sport w czasach pandemii.

W minionym sezonie zdobyłaś 52 gole w 7 spotkaniach. Zajęłaś 2. miejsce w klasyfikacji strzelczyń, ale ze średnią 7,34 bramki na mecz zostałaś najskuteczniejszą zawodniczką ligi!
Nawet nie zwróciłam na to uwagi – po prostu robiłam swoje. Każdy mecz to spory wysiłek, a ja staram się za każdym razem dać z siebie jak najwięcej. Dlatego często na drugi dzień mam sporo siniaków i ciężko mi wstać z łóżka. (śmiech) Nie mogę powiedzieć, że to wyłącznie moja zasługa, ponieważ zapracował na to cały zespół – zdobycie bramki to tylko ukoronowanie akcji przeprowadzonej wcześniej. Przeważnie to właśnie dziewczyny wypracowują odpowiednią przewagę, ściągają na siebie uwagę przeciwnika, a ja w odpowiednim momencie dostaję piłkę i mam otwartą drogę do bramki.
Grę w klubie łączysz ze służbą w wojsku. Znajdujesz na to czas?
Przeważnie pracuję do godz. 15.00, więc popołudniami na szczęście mogę trenować. Niekiedy jednak wyskoczy podróż służbowa, służba lub wyjazd na poligon i wtedy muszę zrezygnować z treningów. Praca to obecnie mój priorytet. Dużym plusem jest to, że w wojsku ważna jest sprawność fizyczna i kładzie się na nią duży nacisk, więc nie mam większych problemów, aby pogodzić pracę z treningami. Jeżeli nie mogę być na meczu, to staram się chociaż telefonicznie utrzymać kontakt z dziewczynami i wspieram je całym sercem. Bardzo się też cieszę, że dziewczyny robią, co mogą, aby być na treningach i meczach, bo same mają wiele zajęć dodatkowych. Kilka z nich pisze w tym roku maturę, dlatego mogę się tylko domyślać, jak wiele mają nauki.
Pewne nawyki wypracowane na boisku przydają się w wojsku lub na odwrót?
Myślę, że ważna jest umiejętność podjęcia decyzji i wzięcia odpowiedzialności na siebie za to, co robię. W czasie meczów są momenty, gdy trzeba wziąć na siebie ciężar gry, poprowadzić drużynę i zmotywować ją do wysiłku – szczególnie, gdy gra nie układa się po naszej myśli. Podobnie jest w pracy, gdy należy wydać rozkazy i zachęcić współpracowników do działania. Treningi pomagają mi też utrzymać kondycję i sprawność fizyczną. Ważne w wojsku i sporcie są też dyscyplina oraz zaangażowanie. Każda dziewczyna wie, że jeżeli na treningu nie zrobi tego, czego wymaga od niej trener, wykona mniej powtórzeń lub nie przyłoży się do niech, to oszukuje samą siebie, a nie trenera. Niezmiernie ważna jest też współpraca. Gramy przecież do jednej bramki, więc nie liczy się indywidualność, tylko to, jak potrafimy ze sobą współgrać. Wszystkie wykonujemy ogrom pracy, aby któraś z nas, która akurat ma lepszą sytuację rzutową, mogła zdobyć bramkę. Podobnie działamy w pracy. Każdy ma jakieś inne szczególne uzdolnienia, uprawnienia i kwalifikacje, ale dopiero wspólnie umiemy w najlepszy możliwy sposób realizować powierzone nam zadania.
Dlaczego wybrałaś szczypiorniaka i wojsko?
Piłkę ręczną zaczęłam trenować w gimnazjum. W naszej szkole była to bardzo popularna dyscyplina, a ja złapałam bakcyla, który został mi do dziś. W międzyczasie próbowałam innych dyscyplin, jednak nie sprawiały mi tak dużej przyjemności, jak piłka ręczna. Uprawianie sportu męczy mnie fizycznie, więc pozwala się odprężyć i oczyścić psychicznie po całym dniu pracy. Najlepiej czuję się po mocnych, intensywnych treningach, jestem zmęczona, czuję każdy mięsień, a jednoczenie mam mnóstwo energii do dalszego działania i głowę pełną pomysłów. Wybiegając na parkiet czuję szczęście i cieszę się, że mogę robić to co tak bardzo lubię. Od wielu lat sprawia mi to taką samą frajdę, a dzięki grze poznałam wielu wspaniałych ludzi. Tworzymy zgraną ekipę. A dlaczego wojsko? Od dziecka interesowały mnie służby mundurowe, na początku chciałam zostać policjantką. W trakcie studiów, które wybrałam po to, by dalej grać w piłkę ręczną, stwierdziłam, że wojsko też może być fajną opcją.
Jak ocenisz grę TOR-u w ostatnim sezonie? Wygrałyście tylko raz i to walkowerem.
Z meczu na mecz grałyśmy coraz lepiej. Widać było, że drużyna jest zgrana. Niestety wyniki nie odzwierciedlały naszego poziomu. Mamy umiejętności i chęci, ale przeważnie brakuje nam sił, żeby wytrzymać całe 60 minut. Od samego początku dajemy z siebie maksimum możliwości, ale mamy za mało rezerwowych. Na mecze jeździmy w osiem, dziewięć osób, gdy przeciwnik ma do dyspozycji całą szesnastkę. Niekiedy wystarczy krótki odpoczynek, żeby zraz wrócić na parkiet, ale niestety u nas nie ma takiego komfortu. Każda zawodniczka jest na wagę złota, dlatego cieszę się, że w tym sezonie przynajmniej ominęły nas kontuzje.
Drużyna jest młoda i trener wiele razy podkreślał, że musi zbierać doświadczenie.
Coraz lepiej wychodzi nam czytanie gry i wyczucie tempa. Dobrze, że trenują z nami zawodniczki, które jeszcze nie mogą grać w lidze – to dla nich niesamowity plus i możliwość rozwijania swoich umiejętności. Dzięki temu o wiele łatwiej przychodzi im granie w swojej kategorii wiekowej. Myślę, że nasza drużyna ma ogromny potencjał i w najbliższym czasie może wiele pokazać. Póki co, musimy dokładnie analizować nasze błędy, wyciągać z nich wnioski, przykładać się do treningów jeszcze bardziej niż dotychczas i myślę, że następny sezon będzie zdecydowanie lepszy.
W jaki sposób dbasz o formę w dobie koronawirusa?
Staram się ćwiczyć indywidualnie przynajmniej cztery razy w tygodniu. Robię sobie treningi siłowe, interwałowe i cardio. Nawet piwnicę przekształciłam w małą siłownię!

Tęsknisz za drużyną?
Bardzo brakuje mi zajęć z zespołem, bo są zupełnie inne niż te indywidualne. Razem z pozostałymi zawodniczkami wzajemnie się motywujemy i nawet w pozytywny sposób ze sobą rywalizujemy. Korygujemy też i analizujemy popełniane błędy oraz wspólne szukamy nowych rozwiązań. Tęsknię za dzieleniem się z dziewczynami doświadczeniami, wymianą zdań i budowaniem razem czegoś fajnego. Każda z nas jest inna i wszystkie wnosimy do zespołu coś nowego.
Jak może wyglądać sport po pandemii?
Myślę, że koronawirus najbardziej uderzy w ligi zawodowe i ludzi, którzy utrzymują się ze sportu. Na naszym poziomie piłka ręczna to wyłącznie pasja oraz realizowanie swoich potrzeb i marzeń. Mam nadzieję, że ten kryzys pokaże ludziom, jak ważnym elementem życia jest sport. Pewnie po tak długiej przerwie dużo osób zaangażuje się w niego ze zdwojoną siłą.